Zanim zacznę o Ameryce, oddam sie jednemu z ulubionych zajec: pogadam o sobie. Nie znam osobiscie naukowca/wykladowcy, ktory by tego nie lubil. A moze to tylko wymowka? Usprawiedliwienie mojej narcystycznej duszy? W kazdym razie...
Czlowieka ktory mnie zaciagnal na to ciekawe amerykanskie poludnie poznalam w Oxfordzie, gdzie obydwoje pracowalismy. On, Amerykanski prawnik, pisal doktorat; ja swiezo po doktoracie dostalam pierwsza prace badawcza. Badania nad prawem europejskim - moja miloscia od zawsze, wyklady, konferencje. Mieszkalam w 400-letniej chatce, ktora wynajmowalam od kolezanki - dystyngowanej Pani Profesor (ktora za osiagniecia naukowe mogla poszczycic sie tytulem przyznanym przez Krolowa!). Wies pod Oxfordem, owieczki, kamienne domki pamietajace 15 wiek, poezja...
Pamietam kiedy na lekcji rosyjskiego w naszej Grudziadzkiej, zreszta znakomitej, szkole sredniej 'Pani Profesor' (mielismy zwyczaj tak wlasnie zwracac sie do naszych nauczycieli) zapytala nas o plany na przyszlosc. Klasa byla pelna ludzi niezmiernie ambitnych, z dokladnie sprecyzowanymi wizjami karier: lekarze, prawnicy, urzednicy, i jeden sadownik (!) - tak prosze panstwa: jablka, gruszeczki, takie rzeczy; chlopak chcial podazac sladem ojca. A dla mnie? W mojej osiemnastoletniej glowie jedyna opcja byla taka: bede kobieta ktora duzo podrozuje, ekspertem (w jakiejs dziedzinie), wyglaszajaca wyklady i proszona o opinie. Bede miala tyle pieniedzy aby mi nie brakowalo. Oczywiscie byly tez typowe skryte-tudziez-niespelnialne, blizej niesprecyzowane marzenia o karierze supermodelki/aktorki/piosenkarki. Ale tak jak w wypadku wiekszosci dziewczyn w moim wieku nawet ja wiedzialam ze to tylko mzonki (oj, bolalo...).
Po latach: studiach w Toruniu, doktoracie w Londynie i dostaniu sie jakims blizej niewyjasnialnym cudem do Oxfordu na stanowisko badawcze, jak wygladalo moje zycie? Wpadlo mi to do glowy w pokoju hotelowym w Brukseli, gdzie zostalam zaproszona przez Parlament Europejski aby udzielic 'eksperckiej' opinii. Bylo 1 kwietnia 2009 roku, ale to nie byly zarty! Przebieglam myslami przez trzy lata podrozy, konferencji, ciekawych ludzi, popatrzylam na moja modna walizke polozona niedbale na eleganckim dywanie hotelu, i na kolejne nowe buty (po prostu cudo, i oczywiscie okazja jakich malo, choc wydalam fortune). Tego chyba sobie nawet nie wymarzylam.
Po czterech latach, przeprowadzce do Londynu, i dlugim procesie starania sie o wize narzeczenska, jestem w Ameryce. Szczesliwym zbiegiem okolicznosci, i dzieki znakomitym umiejetnosciom prowadzenia spraw przez mojego narzeczonego, nasze finanse pozwalaja nam na zycie w dokladnie taki sposob jaki sobie zamarzymy. Slub w przyszlym tygodniu, w Druid Hills Golf Club (jestesmy czlonkami Country Club, o czym wkrotce napisze - to ciekawe miejsce).